poniedziałek, 2 marca 2009

Ludwik Jerzy Kern - ”Moje abecadłowo” (fragment)



Obok Eilego drugi najpoważniejszy akcjonariusz ”Przekroju”. Ponieważ działo się to jeszcze w okresie głębokiego przedgiełdzia, chodziło o zupełnie inne akcje niż te, wokół których teraz kręci się cały biznes. ”Przekrój” mianowicie znany był z ”akcyjności”. Co jakiś czas lansował, i to uparcie, jakąś akcję lub hasło. A to ”cmoknonsens” - żeby nie całować bez przerwy wszystkich babusów po rękach, a to ”W górę twoje kwalifikacje!” - żeby starać się osiągać coraz to wyższy poziom oleju w głowiźnie, a to namawiał czytelników na papusianie nieznanych na naszym rynku warzyw, albo zachęcał ich do sprzątania Tatr. (…) W każdym razie drzewiej tych akcji były dziesiątki, i sporo z nich wymyślił właśnie akcjonariusz Kalkowski.
Był sekretarzem naszej redakcji, a pod koniec życia nawet zastępcą redaktora naczelnego. Pochodził, jak Kiepura, z Sosnowca, ale czuł się warszawiakiem. W stolicy znalazł się przypadkiem, tuż przed powstaniem, i tam je przeżył. Spisywał się dzielnie w samym śródmieściu, w okolicach Mazowieckiej i Świętokrzyskiej, gdzie było bardzo gorąco. Przetrwał i znalazł się po wojnie w Krakowie na studiach dziennikarskich, które o mało nie zakończyły się dla niego tragicznie. W 1947 r. zorganizowano dla studentów wycieczkę nad dopiero co powstałe Jezioro Rożnowskie, z najnowocześniejszą wtedy elektrownią w Polsce. Przy okazji zafundowano im przejażdżkę po jeziorze wielką starą motorówką. Czy motorówka była przeciążona, czy przy sterze zasiadł ktoś nieodpowiedzialny, dość że łódka wjechała dziobem w swoją własną falę. Fala dziób podtopiła i łajba błyskawicznie poszła na dno. Utonęło 13 osób. Dla przesądnych dodam, że stało się to 13 czerwca o godz. 13. Jasio pływać nie umiał, ale chwycił się z trzema jeszcze osobami pustego kanistra, który utrzymywał ich na wodzie do nadejścia pomocy. Długie lata nie mógł się zdobyć, aby pojechać nad Rożnów. A kiedy już pojechał, to kontakt z wodą utrzymywała raczej wzrokowy, siedząc u mnie na tarasie, skąd do jeziora dobre 200 metrów.
Ogromnym powodzeniem wśród czytelników cieszyła się jego rubryka ”Jedno danie” . Szukając kulinarnych ciekawostek, sporo jeździł po świecie. Opowiadał mi, że w Paryżu na Montparnasse trafił do takiej knajpki, w której podawano tylko naleśniki. W karcie było ich 40 rodzajów!
Miał jedno z najrzadszych na świecie odznaczeń, mianowicie Order Pomiana: odznaczenie typowo gastronomiczne. Polsce posiadało je zaledwie kilka osób.
Pomian Pożerski - polski lekarz gastrolog, mieszkający w Paryżu, uchodził za wielkiego smakosza i znawcę kuchni. Swą wspaniałą specjalistyczną bibliotekę zapisał Tadeuszowi Przypkowskiemu z Jędrzejowa. W związku z tym odznaczeniem tam właśnie wydano uroczysty obiad na cześć redaktora Kalkowskiego. Dokładnego menu tego przyjęcia Jasio nie umiał sobie przypomnieć. Jak przez mgłę pamiętał tylko, że na początku była ulubiona zupa Przypkowskiego: cebulowa.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nieszczęściem tego interesującego człowieka był fakt, że wszyscy go ogromnie kochali. Kiedy wchodził do jakiegoś lokalu, natychmiast kilka stolikó1) chciało go mieć dla siebie. On też był szalenie towarzyski i bardzo lubił ludzi. Po prostu taki nieszczęśliwy zbieg wzajemnych sympatii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz