czwartek, 25 grudnia 2008

Płonące usta

Podaje: p. Teresa M. z Krakowa w obszernym liście, który zawiera sporo różnych propozycji (wrócimy do nich!). A te płonące usta - tak potrawę nazwała autorka - robi się w ten sposób:

Kawałek mięsa, wieprzowiny lub kurczaka, pokroić w drobną kostkę, dodać posiekany czosnek, przyprawy (np. chili, bo to być ostre) i skropić przyprawą do zup. Niech tak poleży pół godziny.

Na oliwie lub oleju zrumieni kilka posiekanych orzechów włoskich. Dodać mięso i przesmażyć na ostrym ogniu. Skropić wodą. Dorzucić warzywa: marchew i cebulę obrane i pokrojone w słupki (marchew). Dusić pod przykrywką. Mają stracić posmak surowizny, ale nie powinny być zbyt miękkie. Można też dodać rodzynki, ale koniecznie kopiatą łyżkę cukru.

Wymieszać z ryżem lub pęcakiem ugotowanym na sypko.

To samo można zrobić z kawałka kiełbasy pokrojonej w kostkę lub resztki pieczeni. Wtedy - trochę inaczej. Najpierw przysmażyć orzechy, potem marchew i cebulę, a także inne warzywa (por pokrojony w krążki, czosnek). Skropić przyprawą do zup i wodą. Dodać kostkę bulionową i ostre przyprawy (chili, pieprz, barbecue). Przykryć, dusić, a w końcu dodać mięso. Znów - koniecznie cukier.

Taką potrawę można zrobić także z samych warzyw, dodając pory, selery i brukselkę.

Odpowiedzi, a właściwie podziękowania: p. dr J. B. z Krakowa za przepiękne pocztówki z hiszpańską kuchnią, a p. Alinie Mamont z Milanówka za wielką książkę z kuchnią rosyjską (wydana w 1952, więc ma motto - cytat ze Stalina), a także książeczkę z przepisami hiszpańskimi na różne potrawy z ryżu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz